Impreza Parkrun jest świetna w swojej organizacyjnej
prostocie. Rzeczywiście forma sprzyja popularyzacji tego rodzaju biegów, a
klimat zawodów w Pruszkowie był naprawdę towarzyski. Wszyscy przybijali sobie
piątki, poznawali się itd. Tym razem były też różne przebrania. Gdybym miał
głosować na najlepsze, to wygrałby cowboy – facet, który biegł w skórzanych
spodniach, skórzanej kurtce i kowbojskim kapeluszu. Ja miałem założyć na głowę
misie mikołaje dyndające na sprężynkach, bo to jedyne co w domu znalazłem, ale
ostatecznie ich zapomniałem. Musiałem pobiec do pobliskiego sklepu. Na
szczęście był dobrze zaopatrzony. Wybrałem kilka drobiazgów, które możecie
podziwiać na poniższym zdjęciu.
Dopingowany przez Olka i Ewę biegłem jak na skrzydłach.
Zacząłem tradycyjnie trochę za szybko, przez co pod koniec było mi ciężko. Mimo
wszystko średnia była niezła i udało się złamać 25 minut. Po wszystkim były
mini pączki i zaproszenie na zupę. Zwycięzca oddał Olkowi kupon na pizzę, który
zgarnął za lotną premię – jutro go wykorzystamy. Jeszcze raz dziękujemy!
Podziękowaliśmy za organizację, fajny bieg i wróciliśmy do domu. To był dobry
początek dnia.
Czuje, że choć mieszkamy w Pruszkowie od trzech lat, teraz
powoli zaczynamy też wtapiać się w to miasto. Dzisiaj miałem okazję startować
ramię w ramię z lekarzem Olka – choć wiem, że biegł też w Pile we wrześniu, w
tym samym czasie, kiedy ja ćwiczyłem na Wyspie do Piwnej Mili. Zauważyliśmy też,
że zaczynamy kojarzyć innych biegaczy. Gdy już do naszej drużyny dołączy nowa
zawodniczka, to na pewno będziemy zaglądać na Parkrun częściej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz