sobota, 6 lutego 2016

Parkrun Pruszków #66 – relacja


 Kiedy miesiąc temu Ewa pisała o Parku Potulickich i wspominała o Parkrunie, nie zakładałem, że tak szybko się na niego wybiorę. Dlaczego to się stało napiszę w osobnym poście, ponieważ ma to trochę związek z moją kontuzją. Jednak przede wszystkim, kiedy w lokalnym portalu internetowym zobaczyłem ogłoszenie o karnawałowym Parkrunie z przebraniami, zapragnąłem wykorzystać okazję i zaspokoić głód rywalizacji, nie karmiony (nie licząc biegu Stonogi) już tak na dobrą sprawę od sierpnia. A że rzadko biegam piątki… Ja praktycznie nie biegam piątek, więc uznałem to za dobry powód, żeby po raz kolejny podejść do życiówki na tym dystansie (ponad 26 minut) i złamać 25 min. Udało się! Ale po kolei.

Impreza Parkrun jest świetna w swojej organizacyjnej prostocie. Rzeczywiście forma sprzyja popularyzacji tego rodzaju biegów, a klimat zawodów w Pruszkowie był naprawdę towarzyski. Wszyscy przybijali sobie piątki, poznawali się itd. Tym razem były też różne przebrania. Gdybym miał głosować na najlepsze, to wygrałby cowboy – facet, który biegł w skórzanych spodniach, skórzanej kurtce i kowbojskim kapeluszu. Ja miałem założyć na głowę misie mikołaje dyndające na sprężynkach, bo to jedyne co w domu znalazłem, ale ostatecznie ich zapomniałem. Musiałem pobiec do pobliskiego sklepu. Na szczęście był dobrze zaopatrzony. Wybrałem kilka drobiazgów, które możecie podziwiać na poniższym zdjęciu.


Dopingowany przez Olka i Ewę biegłem jak na skrzydłach. Zacząłem tradycyjnie trochę za szybko, przez co pod koniec było mi ciężko. Mimo wszystko średnia była niezła i udało się złamać 25 minut. Po wszystkim były mini pączki i zaproszenie na zupę. Zwycięzca oddał Olkowi kupon na pizzę, który zgarnął za lotną premię – jutro go wykorzystamy. Jeszcze raz dziękujemy!
Podziękowaliśmy za organizację, fajny bieg i wróciliśmy do domu. To był dobry początek dnia.


Czuje, że choć mieszkamy w Pruszkowie od trzech lat, teraz powoli zaczynamy też wtapiać się w to miasto. Dzisiaj miałem okazję startować ramię w ramię z lekarzem Olka – choć wiem, że biegł też w Pile we wrześniu, w tym samym czasie, kiedy ja ćwiczyłem na Wyspie do Piwnej Mili. Zauważyliśmy też, że zaczynamy kojarzyć innych biegaczy. Gdy już do naszej drużyny dołączy nowa zawodniczka, to na pewno będziemy zaglądać na Parkrun częściej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz