poniedziałek, 10 lipca 2017

Krótka relacja z Bydgoszcz Triathlon 2017 (1/4 IM)

Oczekiwanie na start - warunki bardzo komfortowe

Zwykle piszę długie, a nawet bardzo długie relacje. Ta będzie krótka.

Na Bydgoszcz Triathlon (dystans ¼ IM = 950 m pływania, 45 km na rowerze i 10,5 km biegu) zapisałem się, ponieważ impreza była mi przedstawiana jako jedna z najlepiej zorganizowanych w Polsce i dlatego, że Bydgoszcz jest niedaleko rodzinnego miasta Ewy, co ograniczyło koszt noclegu do zera. Nie byłem zawiedziony. Na długo przed zawodami dostawałem niezbędne informacje, a na miejscu naprawdę było fajnie. Jedyne do czego mógłbym się przyczepić to brak jasnego info w racebooku o ilości pętli do pokonania dla danego dystansu i brak na miejscu oznaczeń drogi do depozytu oraz tempa i stref startu na pływanie (o czym wspominano w racebooku). Ale naprawdę musiałbym się czepiać, bowiem znakomicie poinformowani wolontariusze (nawet jak czegoś nie wiedzieli, wiedzieli do kogo dzwonić) udzielali odpowiedzi na każde pytanie i byli bardzo pomocni. Jak zwykle brawa dla wolontariuszy!

Start
Na pływaniu każdy ustawiał się jak chciał. Dlatego pomimo rolling startu z raz dostałem w głowę – na boi nawrotowej. Ale w wodzie był powiedzmy… średnio-komfortowy luz. Najpierw płynęliśmy w super czystej rzece pod prąd, a w drugą stronę z prądem. Z prądem płynąłem jakieś 30% szybciej i odpocząłem. Wynik 20 minut z hakiem na pływaniu jest dla mnie ok.
Trasa pływacka
 

T1
Strefę zmian zaliczyłem w całkiem niezłym czasie. Chyba wszystko wyszło jak należy. Przed zawodami dużo wizualizowałem T1, bo nie byłem zadowolony z tego jak mi poszło w poprzednich zawodach. Myślę, że to przyniosło zmierzony skutek.
T1/T2


Rower
Przed zawodami, zainspirowany relacją Kuby z jednego z „Garminów” (Kuba postanowił w tym roku zaliczyć cały cykl), bardzo chciałem trzymać się w ryzach i oszczędzać siły na bieg. Założyłem jakieś tam tempo i chciałem się go trzymać. Nie przewidziałem jednak tego, że trasa będzie mocno pofałdowana (może nie bardzo pagórkowata, ale jak na mazowieckie standardy, to tam już były góry). Do tego wiał bardzo silny wiatr. W rezultacie miejscami pędziłem 50 km/h, a na dwóch krótkich odcinkach prędkość spadała do 25 km/h. Średnia z roweru 35,5 km/h – najwyższa ever! Brawa dla sędziów za dobrą robotę. Wlepiali upomnienia i nikogo nie oszczędzali.

T2
To było trudno schrzanić – czas w normie.

Bieganie
Znowu chciałem trzymać się w ryzach, ruszyłem wolno, przynajmniej tak mi się wydawało. Po pierwszym kilometrze zacząłem się rozkręcać – przynajmniej tak mi się wydawało :) Trzymałem w miarę równe tempo i gdyby bieganie miało 10,5 km, a nie 11, pewnie mój czas byłby ze 2 min lepszy, ale nie narzekam :)

Meta i strefa finiszera
Czas z całości 2:38,08! To prawie 5 min lepiej niż w Ślesinie, czyli kiedy ostatnio startowałem na tym dystansie. Wynik można traktować jako życiówkę, choć jak wiadomo w triathlonie trasa trasie nie równa. Gdyby było bardziej płasko, przy tym samym wietrze, gdybym miał ciut lepsze koła i bieganie byłoby 0,5 km krótsze, złamałbym 2:35. Cel do dalszej pracy to ciągle 2:30 na ¼ IM. Realnie przewiduję, że jeśli nic złego mnie nie spotka, uda się go zrealizować w Ślesinie w 2018. Co do Bydgoszczy, moje miejsce blisko pierwszych 30% uczestników daje wyraźny sygnał, że w tych warunkach spisałem się całkiem nieźle na tle innych. Miejsca na poszczególnych etapach, po których widać, że częściej wyprzedzałem, niż byłem wyprzedzany też dobrze robią na głowę i dają motywację.

Na mecie taśma była rozciągnięta dla każdego. Ja ją złapałem i uniosłem w górę. Dostałem ręcznik finiszera z imionami i nazwiskami wszystkich uczestników. Wchodząc do strefy finiszera, już chciałem wskoczyć do basenu, a tu Piotrek Kluska! :D Co za spotkanie! Postaliśmy razem w kolejkach po piwo i lody – po lody nawet dwa razy, bo były dobre, aż zaczęli odznaczać na numerach startowych, że się już wzięło :) (za pierwszym razem nie odznaczyli, więc myśleliśmy, że bez limitu). Potem z Piły dojechała Ewa. Spotkałem też Michała Podsiadłowskiego – najlepszego polskiego amatora – z którym przybiłem piątkę. Mieliśmy jeszcze wybrać się na festiwal foodtrucków, ale z różnych powodów trzeba było zawinąć się szybciej. Finalnie jestem bardzo, bardzo, bardzo zadowolony – z zawodów, organizacji, tego jak mi poszło, z tego jaki tam klimat panował i w ogóle, super happy jestem. Jak w przyszłym roku terminy się zgodzą, chętnie wystartuję tam jeszcze raz – choć trasa była wymagająca.