niedziela, 10 maja 2015
Sobotni wyjazd do Góry Kalwarii na szosówkach
Z Kubą na rower umawialiśmy się już od jakiegoś czasu. Żeby w końcu pośmigać razem postarałem się o wolne w pracy. Od tygodnia jarałem się tym wyjazdem i nie mogłem się doczekać, tym bardziej gdy Kuba oznajmił, że nie jedziemy sami. Na dwa dni przed kupiłem sobie nowe buty na rower, a w dniu naszej "wycieczki" musiałem zmienić pedały. Jeden z nich, źle wkręcony naruszył gwint w korbie i po kilkuset metrach od startu myślałem że na tym moja wyprawa się skończy. Na szczęście wszyscy chcieli żebyśmy ukończyli tę jazdę w komplecie. Poszukaliśmy sklepu/serwisu. Trafiliśmy na niego dopiero w Konstancinie (nowo otwarty serwis przy Warszawskiej 48). W jakieś 4 do 5 minut pan Artur wymienił mi korbę i mogliśmy jechać dalej. Wtedy zaczęła się jazda! Przepłynęliśmy promem przez Wisłę, a potem szosą na Lublin pocisnęliśmy do mostu prowadzącego w stronę Góry Kalwarii. Zaliczyliśmy przystanek w cukierni i ruszyliśmy w drogę powrotną. I wtedy się zaczęło... 30-32 km/h non stop przez około 30 minut. Czteroosobowy rowerowy pociąg pruł w stronę Warszawy w ekspresowym tempie. Na koniec piekły mnie uda. Było niesamowicie!
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Witam,
OdpowiedzUsuńJak ma się sprawa z kontuzją (złamanie zmęczeniowe)? Noga nadal boli?
Pozdrawiam
Dziękuję, dziękuje. Niestety nadal boli gdy pobiegam. Ortopeda zlecił dodatkowe badania, ale w czerwcu i zabronił biegać. Na wszelki wypadek o rower nie pytałem...
Usuń