niedziela, 29 marca 2015

I po półmaratonie.


To ja już po. 20 tygodni przygotowań. kilkaset kilometrów  i litrów potu na treningu. Wszystko to diabli wzięli przez chorobę, a nawet dwie.
3 dni przed, znów jakieś cholerstwo zaatakowało. Ale nie było wyjścia. Wiedziałam, że muszę pobiec mimo to i zrobiłam to.
Kolejny półmaraton przy zmianie czasu J. Debiut w Nocnej Ściemie i teraz 10. Półmaraton Warszawski. W Koszalinie było chyba jednak łatwiej.
Do Warszawy pojechałam SKMką. Stolica przywitała mnie mgłą - PKiNu nie było widać nawet z tramwaju jadącego po Marszałkowskiej.
Kto ukradł Pałac Kultury?

Poczłapałam się z współbiegaczami do Parku Saskiego. Muszę przyznać, że impreza była zorganizowana perfekcyjnie. Wszystko grało i było na czas. Naprawdę nie mam się do czego przyczepić.

Po kilku „telefonach do przyjaciół” poszłam się przebrać i na krótką rozgrzewkę. Po trzech kółeczkach wokół placu Piłsudskiego ustawiałam się w strefie zielonej czekając na start.
Spacer do linii startu umilałam sobie pogawędką z kolegą Łukaszem, którego namówiłam na bieg. Ale gdy on zobaczył bramy startowe popędził i tyle go widziałam.
Na początku biegło mi się naprawdę dobrze. Słoneczko, lekki wiatr, super kibice na trasie. Na 4. km zobaczyłam mój własny team. Olek, Krystian i Babcia Basia z transparentami. Super. Każdemu biegaczowi życzę takiego wsparcia jakie ja miałam.
Punkt kibicowania koło SGH

Mijały kolejne kilometry. Mój team się przemieścił i tym razem przybiłam z nimi piątki mocy na 8. km. Przy metrze Politechnika też stali J. Kocham Was J.
Kolejny przystanek Metro Wilanowska

Team został z tyłu, a ja wbiegłam na Trasę Łazienkowską. I tu 12km i pierwszy sygnał – Coś jest nie tak. Zwolniłam trochę. Po drodze spotkałam Anię Furtacz (drugi półmaraton razem ), ale Ania gnała do przodu.
13. km i już zaczęłam się rozglądać za krzakami. Na szczęście w okolicach Ludnej jest ich sporo J i tam zostawiłam śniadanie. Dalszych szczegółów Wam oszczędzę. Napiszę tylko, że banan na 15. km to jednak był błąd J.
Jestem naprawdę zbudowana postawą innych, którzy poświęcając swój cenny czas na trasie pytają się, co się dzieje - interesują się i wyrażają chęć pomocy! Dziękuję!

Na 17. km było trochę lepiej i to dzięki Asi i Zosi J. Dzięki dziewczyny, że na mnie poczekałyście. To wielki zastrzyk energii zobaczyć znajomą twarz i przybić piątkę mocy J.

18. km i podbieg pokonałam marszem. Nie byłam w stanie inaczej. I tu niespodzianka. Spotkałam kolegę z Dziennika, Rafała. Nie widzieliśmy się 7 lat i nagle spotkaliśmy się na wysokości stadionu Polonii  Warszawa. Bo co śmieszniejsze, pierwszym zadaniem jakie dostałam od Rafała w gazecie to było mierzenie wysokości trawy murawy na Konwiktorskiej.
I tak razem truchtając dopadliśmy mety.
Na pierwszym planie Rafał a za nim ja :)
Przy barierkach zobaczyłam Krystiana. To był naprawdę wspaniały widok. Mąż, który mnie wspiera przyszedł na metę i mi kibicuje.
Meta!!!


Nie jestem zadowolona z wyniku. Nie jestem zadowolona z przebiegu tego półmaratonu. Czas do Koszalina gorszy o 16 minut…. Tylko tam nie miałam 3 przystanków . Jest co poprawiać. Jest o co walczyć.

Piła! Nadchodzę! 6 września będzie mój!

Na koniec dziękuję wszystkim, dzięki dzisiaj się uśmiechałam: Krystian, Olek i Mama Basia. Asia, Kuba i Zosia. Rafał. Łukasz. Ania. Marta i Ula J

Dziękuję!!!!

A na koniec film nakręcony przez Krystiana: 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz