czwartek, 12 maja 2016

Wings for Life World Run 2016 oczami kibica

Z tą imprezą jesteśmy związani od początku. W pierwszej edycji w Poznaniu startowaliśmy razem z Ewą. W drugiej byliśmy na miejscu oboje, ale ze względu na moją kontuzję i obowiązki służbowe tylko Ewa pobiegła. W trzeciej Ewie nie udało się pojechać do Poznania ze względu na obowiązki domowe, a ja byłem tam ze względu na obowiązki służbowe, ale także ze względu na coś jeszcze… Szczerze jaram się tą imprezą i jaram się wynikami Polaków – o tym nie będę się rozpisywał, bo wszystko zostało już napisane tutaj. Napiszę o atmosferze, która tam panowała.

Już w sobotę, kiedy przechodziłem koło biura zawodów, wyczułem w powietrzu taką specyficzną aurę, która towarzyszy największym biegom w tym kraju. Dziewczyny z biura przechwytywały praktycznie każdego kto tam wchodził i rozjaśniały wątpliwości jeszcze zanim zadało się im pytania. Ludzie oglądali mapę trasy, szukali się na liście startowej, odbierali pakiety i robili sobie zdjęcia na ściance. Zarówno w sobotę, jak i w niedzielę 8 maja było widać, że ludzie przychodząc na bieg spotykają starych znajomych, że są tam całymi grupami – z przyjaciółmi lub z rodzinami. I ta atmosfera była coraz bardziej podniosła, coraz bardziej wkręcająca, ciesząca oko i niezwykle budująca. Bo to wspaniale że tylu biegaczy – nie tylko takich niedzielnych, ale nawet całkiem doświadczonych – postanowiło wesprzeć badania nad leczeniem rdzenia kręgowego i dać nadzieję tym, którzy nie mogą chodzić.
 
 
I wystartowali! Stałem jakieś 10 metrów przed bramą startową, wysoko na trybunie, wiec widziałem wszystko dokładnie. Z pierwszych linii najszybsi, dalej wolniejsi – zgodnie ze stref startowych, bo bardzo sprawnie. Wybiegnięcie wszystkich z Malty trwało około 4 minut. Na końcu maszerowali ci, którzy postanowili symbolicznie wziąć udział w tym wydarzeniu i wesprzeć samą ideę. Kiedy patrzyłem na chłopaka, który ledwo szedł, a za nim jechał już tylko zamykający trasę samochód straży miejskiej, łzy napłynęły mi do oczu.

Pół godziny później na trasę wyjechały samochody pościgowe, a za kierownicą pierwszego zasiadł sam Adam Małysz. Podczas biegu były bardzo fajne akcenty. Z roku na rok jest pod tym względem coraz lepiej. Na trasie były przeróżne, wesołe transparenty, pompony, przebrania, przybijanie piątek, hałas itp. Bardzo fajnie zrobiła Asia Jóźwik. Z powodu przygotowań do Rio nie mogła pobiec za dużo – biegi uliczne ani trochę nie wpisują się w jej przygotowania do średnich dystansów. Dobiegła do 12 km, a skoro meta nie nadjeżdżała, zawróciła i dopingowała innych. W końcu dotarła na punkt odżywczy gdzie podawała wodę i polewała nią tych, którzy chcieli. Tam musiała być najlepsza zabawa. Organizacja tego biegu jest fenomenalna, ale kibice i uczestnicy są przewspaniali! Duma! Serce rośnie!

Z upływem czasu sytuacja na trasie zagęszczała się – to znaczy, że było na niej coraz mniej zawodników. W Wings for Life World Run – biegu o kompletnie odwróconym porządku zdarzeń - końcówki są najlepsze! Każdy kto był na Malcie, wlepiał wzrok w telebim. Trybuny przez cały czas były pełne. Nie umniejszając polskim zwycięzcom, którzy dali radę, jednak to co najbardziej przykuło uwagę widzów, to walka Dominiki Stelmach w Australii i Bartka Olszewskiego w Kanadzie. To było piękne! Kiedy po przekroczeniu 80 km Bartek wyrzucił picie za siebie, wszyscy cieszyli się tak samo jak on. To było fantastyczne. Wszyscy się tym pasjonowali.

Tak się złożyło, że miałem też okazję być na lotnisku gdy Bartek przylatywał do Polski. Powitanie, jakie zgotowali mu ludzie, których trenuje z FMW Runners było niesamowite. Był czerwony dywan, trąbki i mnóstwo przysmaku Bartka – Nutelli. I wtedy słowa, które pisał na swoim blogu, nabrały wielkiej mocy. On nie lubi, gdy ktoś mówi że do biegania ma się talent. „Do biegania można mieć predyspozycje” – mówi. „Reszta to ciężka praca”. I on sam pokazał, gdzie ta ciężka praca może zaprowadzić. Oczywiście ta praca musi być mądra. Bieganie nie polega tylko na nabijaniu kilometrów. Czasami mądrość objawia się tym, że wie się kiedy jakiś trening, czy nawet jakiś start odpuścić. Bartek trenuje i biega bardzo mądrze. I choćby połowy jego mądrości w treningu wszystkim biegającym życzę!


p.s Będąc w Poznaniu zaliczyłem pierwszy w tym sezonie, ale bardzo krótki trening open water. Jak było? Jednym słowem: brrrrrrrrrr….
 
 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz