czwartek, 27 października 2016

Toczy się gra o wysoką stawkę

Życie pisze różne scenariusze. W sporcie, nie tylko w sztukach walki, często dochodzi do sytuacji, w której uczeń pokonuje mistrza. Tak było w moim wypadku, tylko że już w debiucie. Startując w triathlonie na dystansie 1/4 ironmana w Ślesinie wygrałem z Kubą, który tak naprawdę wkręcił mnie w triathlon. Dał mi książkę, która przeprowadziła mnie przez przygotowania, pokazał jak przykleić żele do ramy, a nawet pożyczył specjalny, triathlonowy, wypasiony pas na numer startowy z napisem „Gdynia” (taaak, ten z połówki Ironmana!). A ja niewdzięczny włożyłem mu ponad 20 minut. Na tym dystansie to przepaść…

Co prawda w ostatnim sezonie Kuba w ogóle nie trenował i w zasadzie można było spodziewać się takiego wyniku. Ale skutek był nie do przewidzenia. Kiedy mój triathlonowy mistrz otrząsnął się po tym wszystkim i zdał sobie sprawę z powagi tej „porażki” zaproponował rewanż i… zakład. Miałem wątpliwości, bo zaczynając przygotowania z tak dużą przewagą, na pierwszy rzut oka jestem skazany na zwycięstwo, ale zakładu nie mogłem nie przyjąć – wyglądałoby jakbym stchórzył, a ja nie boję się wyzwań. Mało tego, to będzie gra o tron… tfu. Gra o tort! Zakładam, że nawet jeśli przegram, to i tak dostanę choć kawałek ;) Oto treść naszego zakładu:
 
W 2017 roku Garmin Iron Triathlon w Ślesinie odbędzie się 4 czerwca. Do startu pozostało mniej więcej 7 miesięcy. Nie mogę lekceważyć wysiłków Kuby, który już teraz ciężko pracuje żeby mnie pokonać. Znam swojego przeciwnika i wiem, że łatwo skóry nie sprzeda. Tak naprawdę zaczął już w lipcu przechodząc 500 km po górach żeby zrzucić trochę masy. Od tego momentu zaczął postępować bardziej przewidywalnie, ale konsekwentnie. Aktualnie ćwiczy według planu treningowego ze wspomnianej książki „Triathlon – plany treningowe” Matta Fitzgeralda – tego samego, albo poziom wyższego od tego, który doprowadził mnie do udanego debiutu. W międzyczasie rozpracowuje już moje wyniki porównując je do swoich. Kiedy skończy będzie wiedział w jakim miejscu się znajduje i ile, w której z trzech dyscyplin składających się na triathlon jeszcze mu do mnie brakuje. W styczniu „odpocznie” od regularnych treningów, a w lutym rozpoczniemy prawdziwy wyścig zbrojeń.

Jak ja wykorzystam ten czas? Wiem tylko z grubsza. Na pewno na 16 tygodni przed startem rozpocznę dedykowany pod te zawody plan treningowy i potraktuję je jako start „A”. Na razie trenuję z doskoku, co nie służy mi dobrze. Nie mając określonego planu, już po kilkunastu dniach bez jazdy na rowerze i biegania zauważyłem, że tracę formę. Pracuję jednak nad sobą. Razem z Ewą gimnastykujemy się przed telewizorem w celu wzmocnienia mięśni głębokich, poprawy sylwetki i samopoczucia. Dzisiaj wróciłem do biegania, a jutro odbieram z serwisu rower. Szukam do niego trenażera – a że szkoda mi trochę pieniędzy, to nawiasem mówiąc trochę przy tym głupieję, ale sprzęt i wydatki z nim związane to temat na inny wpis. Zamierzam obrać cel pośredni na wiosnę – może jakiś półmaraton – co zmusi mnie do regularnych treningów przez całą zimę… Potem będzie kilka dyszek na przetarcie, no i oczywiście tyle Parkrunów ile zdołam – mają idealną długość żeby włączyć je w treningi pod ¼ ale także można je łączyć z jazdą na rowerze robiąc coś w rodzaju przedłużonych zakładek. Zatem do roboty! Oczywiście po drodze czeka mnie jeszcze mnóstwo zakupów sprzętowych i opłacania wpisowego – także na inne triathlony, które planuję na resztę sezonu. Niestety wszystkie zapisy ruszają w listopadzie. Zaczynam się na poważnie zastanawiać czy mnie w ogóle będzie na to stać. Za chwilę podczas jesiennych promocji trzeba będzie upolować piankę i dokupić lemondkę do roweru. Do tego muszę, ale to muszę już kupić nowe buty treningowe do biegania i buty SPD SL z pedałami, bo mam na razie SPD do MTB. Trochę mnie to przeraża, także jakby ktoś coś wiedział o jakichś naprawdę dobrych wyprzedażach, to ja je chętnie sprawdzę ;)

Na razie wszystko sprowadza się do gier słownych i przekomarzania się. Od czasu do czasu wbijam małą szpileczkę w ego mojego rywala żeby nie czuł się zbyt mocny. Z drugiej strony, nie ma co ukrywać, że moje jest nadmuchane jak wielki balon, co może się okazać zgubne, jeśli zapomnę o obiektywizmie. Mamy porównywalne życiówki, ale ja akurat jestem w życiowej formie, po której do czerwca może nie być śladu jeśli jej nie przypilnuję. Oprócz tego, że wierzę w siebie, wierzę też w Kubę i tak naprawdę to trochę mu kibicuje. To on ma tutaj najwięcej pracy do wykonania, nawet pomimo dużo większego doświadczenia w triathlonie, czy samym pływaniu, jeździe na rowerze i bieganiu w ogóle. Jeśli ja wygram, to wygram i może nawet Kubie będzie trochę smutno. Jeśli on wygra, zostanie bohaterem, także po trochu moim...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz