Czy to normalne? Czy wszystko ze mną w porządku? A może to
kwestia moich poprzednich doświadczeń, takich jak obejrzenie filmu „Ze
wszystkich sił” (polecam każdemu)? Co się dzieje, że prawie 35-letni facet wstrzymuje
oddech, zanosi się, a do jego oczu płyną łzy, kiedy widzi 8-minutowy reportaż,
krótki film, relację z zawodów? No nie poradzę! Oglądając takie mini produkcję,
po prostu się rozklejam… i to już na czołówce…
Okazuje się jednak, że nie tylko ja mam ten problem. Dzisiaj
wysłałem ten filmik do koleżanki, która też ostro trenuje i stara się od czasu
do czasu wystartować w jakimś triathlonie. Ponoć ryczała. Także „ze szczęścia”.
Dlaczego?
Jak tak rozbieram to zjawisko na czynniki pierwsze, to mam
wrażenie, że chodzi tutaj o pewien klucz obrazów, dźwięków i ukazanych emocji,
które zebrane w całość powodują u mnie taką, a nie inną reakcję. To są rzeczy,
które w pewnym sensie potrafię poczuć, bo po części je znam – z ukończonego
maratonu, triathlonów, wyjazdów z kolegami na rowerach na setki kilometrów, wstawania
o 4,5 rano na trening, wielu samotnych godzin spędzonych na basenie, w siodle i
podczas biegu oraz dwóch startów w imprezach rozpoznawalnej serii IRONMAN w
Polsce (tyle, że na o wiele krótszych dystansach). Choć połączenie tych
wszystkich emocji jest stanem nie do opisania, osobno może jakoś dam radę.
Spróbuję:
Stres
Triathloniści mówią wprost o tzw. „przedstartowej sraczce”. To
co tak brzydko się nazywa, to tak naprawdę burza emocji. Euforia konkuruje z byciem
totalnie nakręconym oraz niepewnością tego, czy jest się dobrze przygotowanym,
czy sprzęt nie zawiedzie itd. Przed zawodami jest cały rytuał przedstartowy,
który jedni znoszą lepiej inni gorzej. Trzeba odebrać pakiet, wstawić wszystko
do strefy zmian itd. Przed samym startem zawodnicy najczęściej rozładowują ten
stres żartami.
Wyzwanie
Miesiące przygotowań, godziny treningów, lata doświadczeń.
Wszystko kumuluje się dniu próby sił i możliwości jednego człowieka. W formule
bez draftingu dystans trzeba pokonać o własnych siłach. Tylko od ciebie zależy,
czy podołasz wyzwaniu – nie tylko ukończyć, ale zrobić nową życiówkę, osiągnąć
przedstartowe założenia.
Oczekiwanie na coś niezwykłego
Triathlonista, ironman, człowiek z żelaza… Które określenie
wybierasz? Kiedy komuś mówisz, że uprawiasz triathlon możesz spotkać się z
różnymi reakcjami. Wśród tych, którzy nie za bardzo wiedzą, o co chodzi i nie
znają tego sportu, czy nie wiedzą jak różne mogą być dystanse, często pojawia się
podziw. Nie zrozum mnie źle, ale ludzie myślą, że to, co robimy to sport
ekstremalny, a ta zbiorowa świadomość trochę pompuje balonik twojego ego. Poza
tym każde zawody są inne i jeśli startujesz, to wiesz, że każde z nich to coś
wielkiego – naprawdę. Atmosfera, pompa, wysiłek, medale, wszystko, absolutnie wszystko
to coś niezwykłego, czego rzadko który amator uprawiający sport może
doświadczyć.
Poczucie jedności
Choć wiesz, że zaraz w „pralce” dostaniesz od sąsiada
kopniaka w głowę, jeszcze przed wskoczeniem do wody naprawdę czujesz bliski
związek z otaczającymi cię ludźmi. Każdy ma jakąś historię. Nikt nie jest tam
bez powodu. Oczywiście są wariaci, którzy rzucają się do wody bez żadnego
przygotowania, jednak możesz być na 100% pewien, że prawie wszyscy bardzo,
bardzo ciężko trenowali, zanim odważyli się przyjść na tę plaże i stanąć z tobą
ramię w ramię. Ktoś może być słabszy, ktoś silniejszy, ktoś wolniejszy, a ktoś
inny szybszy. Ale w większości imprez wszyscy startują jednocześnie. Czekając
na tradycyjny wystrzał armaty stanowią jedność.
Gorączka walki
W triathlonie chyba najważniejsza jest głowa. I nie chodzi
tylko o radzenie sobie z długotrwałym wysiłkiem fizycznym. Do ogarnięcia jest
strefa zmian, a potem rower. Po pływaniu trzeba utrzymać równowagę, zrzucić
piankę, założyć kask itp. Liczy się opanowanie, odtwarzanie wyćwiczonych
ruchów. Tak samo potem. Schodzisz z roweru przed belką, zawieszasz go na
wieszaku, zakładasz biegowe buty. Jeśli się pogubisz, tracisz cenny czas. A
czas ucieka. Każdy wolniejszy kilometr poniżej zakładanego tempa oddala cię od
celu. Musisz walczyć ze sobą, falą, wiatrem, czy podbiegiem. Do tego musisz
wyprzedzać, albo jesteś wyprzedzany. Cały czas coś się dzieje. Nie ma chwili
wytchnienia. Nikt się nie nudzi.
Wzruszenie na widok tych, którzy muszą starać się jeszcze
bardziej
W triathlonie startują niewidomi, ludzie bez rąk, czy bez
nóg. Każdy ma swoją historię. Niektórzy z nich musieli starać się o wiele
bardziej niż inni. Warto pomyśleć też o tych, którzy poświęcają swój czas i
trenują w tandemach z niewidomymi, albo takich ludziach jak ojciec tego dzieciaka
w „Ze wszystkich sił”. To odbiera mowę ze wzruszenia.
Pokonywanie własnych barier i walka z czynnikami
zewnętrznymi
Cały czas musisz napierać – nawet, kiedy coś idzie nie tak.
W tym roku podczas zawodów w Ślesinie upadłem. Na szczęście dałem radę się
podnieść, wskoczyć na rower i dokończyć etap kolarski, potem zatamować
krwawienie i przebiec 10 km żeby ukończyć wyścig. Nigdy wcześniej nie miałem
takiej sytuacji. Nie potrafiłbym odpowiedzieć na pytanie, jak się zachowam.
Dzisiaj już wiem, że jeśli nie połamałem nóg, to wtedy nawet doniósłbym ten
rower do strefy, żeby pobiec. A na tych filmikach widzimy ludzi w różnym
stanie. Jedni są pozdzierani, inni słaniają się na nogach z odwodnienia,
niektórzy płaczą… Ale przy tym wszystkim, na końcu nikomu nie schodzi banan z
twarzy. Awarie sprzętu, omdlenia – to wszystko jest na porządku dziennym. Na
długim dystansie szczególnie. Nigdy tak naprawdę nie możesz być pewny, że
dotrzesz do mety. Musisz w to wierzyć!
Zbieranie doświadczeń
Każde zawody to inna historia. Nie jesteś w stanie odtworzyć
wszystkiego. Prawie nic nie jest powtarzalne. Liczą się drobne rzeczy, które
możesz porównywać – ułożenie sprzętu w strefie zmian, stosowane nawodnienie,
paliwo, które dostarczasz do organizmu. Wszystko to, poprzedzone długimi
treningami buduje twoje doświadczenie. To także doświadczenie życiowe: chęć
życia i brania udziału w czymś takim, walka z przeciwnościami, zwycięstwo
poprzez realizację celu, pewność siebie na przyszłość.
Uczucie spełnienia
Na mecie ludzie płaczą. Padają na kolana. Całują ziemię. Niektórzy
nie mogą utrzymać się na nogach – tak wiele dali z siebie. Stres odpuścił. Z
wyzwania wyszli zwycięsko. Przeżyli coś niezwykłego. Byli jednością z ludźmi, z
którymi rywalizowali na trasie. Przeżyli i widzieli rzeczy, których być może
inni nigdy nie doświadczą. Starali się ze wszystkich sił i walczyli. Zebrali
cenne doświadczenie. Wiedzą, że mogą wszystko. Teraz mają tego pewność…
Justyna, której wysłałem filmik napisała, że płakała ze
szczęścia, bo „anything is possible” i ona to wie. Wiem to i ja, a tysiące
ludzi, którzy każdego roku kończą wymagające zawody na całym świecie to
udowadnia. Gdyby sądzili inaczej, nigdy by nie spróbowali. Te tysiące ludzi to tysiące historii – od mamy, która chciała
zrzucić kilogramy po ciąży, przez sportowca, który po prostu ciężko pracował
żeby spełnić marzenie, po dzieciaka z porażeniem mózgowym dowiezionego przez
ojca do mety na wózku. Ktoś zbiera kasę na charytatywny cel. Ktoś inny
startując robi to dla kogoś bliskiego, kto zmarł. A jeszcze inna osoba może
postawiła sobie za cel oświadczyć się na mecie. Wszystko jest możliwe i jeśli
ktoś czegoś bardzo pragnie, to może to zrobić. I znowu łzy cisną mi się do oczu…
Nigdy nie płaczę do końca, ale często bardzo ciężko mi to powstrzymać… Ale
hardkor… Wy też tak macie?
To wszystko czeka nas w nadchodzący weekend podczas MŚ
Ironman na Hawajach. Ja jak zwykle nie będę oglądał tej transmisji. Tak jak
praktycznie przy każdej okazji czekają mnie kolejne wyzwania. W tym roku, kiedy
zawodnicy na Hawajach będą wskakiwać do wody, ja być może będę już „ultrasem” z
krwi i kości. Łemkowyna Ultra na dystansie Łemko Maraton (48 km) i mój debiut czekają!
A ja nie zamierzam zawieść! Anything is possible!
Więcej o transmisji z Kona w artykule na redbull.pl: https://www.redbull.com/pl-pl/ironman-2017-mistrzostwa-kona-hawaje-na-zywo-tutaj
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz