![]() |
Oczekiwanie na start - warunki bardzo komfortowe |
Zwykle piszę długie, a nawet bardzo długie relacje. Ta będzie krótka.
Na Bydgoszcz Triathlon (dystans ¼ IM = 950 m pływania, 45 km
na rowerze i 10,5 km biegu) zapisałem się, ponieważ impreza była mi
przedstawiana jako jedna z najlepiej zorganizowanych w Polsce i dlatego, że
Bydgoszcz jest niedaleko rodzinnego miasta Ewy, co ograniczyło koszt noclegu do
zera. Nie byłem zawiedziony. Na długo przed zawodami dostawałem niezbędne
informacje, a na miejscu naprawdę było fajnie. Jedyne do czego mógłbym się
przyczepić to brak jasnego info w racebooku o ilości pętli do pokonania dla
danego dystansu i brak na miejscu oznaczeń drogi do depozytu oraz tempa i stref
startu na pływanie (o czym wspominano w racebooku). Ale naprawdę musiałbym się
czepiać, bowiem znakomicie poinformowani wolontariusze (nawet jak czegoś nie
wiedzieli, wiedzieli do kogo dzwonić) udzielali odpowiedzi na każde pytanie i
byli bardzo pomocni. Jak zwykle brawa dla wolontariuszy!
Start
Na pływaniu każdy ustawiał się jak chciał. Dlatego pomimo
rolling startu z raz dostałem w głowę – na boi nawrotowej. Ale w wodzie był
powiedzmy… średnio-komfortowy luz. Najpierw płynęliśmy w super czystej rzece
pod prąd, a w drugą stronę z prądem. Z prądem płynąłem jakieś 30% szybciej i
odpocząłem. Wynik 20 minut z hakiem na pływaniu jest dla mnie ok.
![]() |
Trasa pływacka |
T1
Strefę zmian zaliczyłem w całkiem niezłym czasie. Chyba
wszystko wyszło jak należy. Przed zawodami dużo wizualizowałem T1, bo nie byłem
zadowolony z tego jak mi poszło w poprzednich zawodach. Myślę, że to przyniosło
zmierzony skutek.![]() |
T1/T2 |
Rower
Przed zawodami, zainspirowany relacją Kuby z jednego z „Garminów”
(Kuba postanowił w tym roku zaliczyć cały cykl), bardzo chciałem trzymać się w
ryzach i oszczędzać siły na bieg. Założyłem jakieś tam tempo i chciałem się go
trzymać. Nie przewidziałem jednak tego, że trasa będzie mocno pofałdowana (może
nie bardzo pagórkowata, ale jak na mazowieckie standardy, to tam już były góry).
Do tego wiał bardzo silny wiatr. W rezultacie miejscami pędziłem 50 km/h, a na
dwóch krótkich odcinkach prędkość spadała do 25 km/h. Średnia z roweru 35,5
km/h – najwyższa ever! Brawa dla sędziów za dobrą robotę. Wlepiali upomnienia i
nikogo nie oszczędzali.
T2
To było trudno schrzanić – czas w normie.
Bieganie
Znowu chciałem trzymać się w ryzach, ruszyłem wolno,
przynajmniej tak mi się wydawało. Po pierwszym kilometrze zacząłem się
rozkręcać – przynajmniej tak mi się wydawało :) Trzymałem w miarę równe tempo i
gdyby bieganie miało 10,5 km, a nie 11, pewnie mój czas byłby ze 2 min lepszy,
ale nie narzekam :)
Meta i strefa finiszera
Czas z całości 2:38,08! To prawie 5 min lepiej niż w
Ślesinie, czyli kiedy ostatnio startowałem na tym dystansie. Wynik można
traktować jako życiówkę, choć jak wiadomo w triathlonie trasa trasie nie równa.
Gdyby było bardziej płasko, przy tym samym wietrze, gdybym miał ciut lepsze
koła i bieganie byłoby 0,5 km krótsze, złamałbym 2:35. Cel do dalszej pracy to ciągle
2:30 na ¼ IM. Realnie przewiduję, że jeśli nic złego mnie nie spotka, uda się
go zrealizować w Ślesinie w 2018. Co do Bydgoszczy, moje miejsce blisko
pierwszych 30% uczestników daje wyraźny sygnał, że w tych warunkach spisałem
się całkiem nieźle na tle innych. Miejsca na poszczególnych etapach, po których
widać, że częściej wyprzedzałem, niż byłem wyprzedzany też dobrze robią na
głowę i dają motywację.
Na mecie taśma była rozciągnięta dla każdego. Ja ją złapałem
i uniosłem w górę. Dostałem ręcznik finiszera z imionami i nazwiskami
wszystkich uczestników. Wchodząc do strefy finiszera, już chciałem wskoczyć do
basenu, a tu Piotrek Kluska! :D Co za spotkanie! Postaliśmy razem w kolejkach
po piwo i lody – po lody nawet dwa razy, bo były dobre, aż zaczęli odznaczać na
numerach startowych, że się już wzięło :) (za pierwszym razem nie odznaczyli,
więc myśleliśmy, że bez limitu). Potem z Piły dojechała Ewa. Spotkałem też
Michała Podsiadłowskiego – najlepszego polskiego amatora – z którym przybiłem
piątkę. Mieliśmy jeszcze wybrać się na festiwal foodtrucków, ale z różnych
powodów trzeba było zawinąć się szybciej. Finalnie jestem bardzo, bardzo, bardzo
zadowolony – z zawodów, organizacji, tego jak mi poszło, z tego jaki tam klimat
panował i w ogóle, super happy jestem. Jak w przyszłym roku terminy się zgodzą,
chętnie wystartuję tam jeszcze raz – choć trasa była wymagająca.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz